środa, 27 sierpnia 2014

Tuturutu...

Dzisiaj krótko i zwięźle - różowa spódniczka na halce. 
Halka tylko jednowarstwowa - obszywanie metrów tkaniny na marszczenia, to nie dla mnie. Po jednej miałam dosyć. Ale mimo to prezentuje się ładnie, a szczerze mówiąc kolejna halka tylko niepotrzebnie podniosłaby całość. 
A tak moja Mała ma spódniczkę i do tańca i do...łażenia po czołgach :) Serio, to nie żart. Ubrana jak księżniczka dreptała po czołgu, wlazła do wozu opancerzonego i generalnie zadziwiała matkę tym, jak bardzo jej się to wszystko podobało. Widać, rzeczywiście niedaleko pada jabłko od jabłoni ;)




czwartek, 21 sierpnia 2014

...


Wygląda znajomo? Dla mnie tak ;) Zasłony pajęczyn, kurz wciskający się w każdą zapomnianą szczelinę... Brakuje tylko potępieńczo wyjących upiorów i będzie wypisz-wymaluj mój blog.

Brakowało mi przez pewien czas motywacji, brakowało czasu i energii, i blog stał odłogiem. A takie piękne miałam plany ;) Co więcej - coś tam nawet w tym czasie robiłam - cięłam, szyłam, kleiłam. Troszkę jednak w tym wszystkim zgubiłam siebie, popadłam w rutynę i doszłam do miejsca, w kórym w końcu powiedziałam "dość". Dawniej moje prace były bardziej wypieszczone, wychuchane, choć technicznie pewnie gorsze. Teraz więcej potrafię, mam lepsze materiały, ale... I właśnie to "ale" było mi solą w oku. Złapałam więc oddech, przestawiłam na inne tory i zaczęłam mieć pomysły. A to już pierwszy krok :) Kolejnym będzie działanie:)

Dzisiaj, na  dzień dobry, to, czego tworzenie sprawiło mi ostatnio całkiem dużą przyjemność. Kolczyki proste, ale nie o wzór tu chodziło przede wszystkim, a o kolor. Piękne żywe odcienie żółtego i szarość wpadająca czasem w srebro. Początkowo miała to być jedna para z dwoma dominującymi oczkami, ale tak jest lepiej - każdy kolor ma swoje pięć minut :)



Do tego moje ukochane zielenie i błękity w formie bardzo udanej bransoletki. W tym wypadku skromność zawieszam na haczyku, bo ta naprawdę mi sie podoba :)




Sutasz na delikatnej skórce, podszyty mimo wszystko filcem. 

W następnym odcinku... :)

Spódniczka tutu (bo tak to sie chyba nazywa). Przegladając internet natknęłam sie na takie małe cudo i wiedziałam, że to będzie strzał w dziesiątę. Moje małe szczęście jest właśnie na etapie strojenia się, a czy jest coś lepszego niż spódniczka z mnóstwem falbanek, z błyszczącymi kamyczkami i w dodatku - różowa? :)
Materiał kupiłam z odzysku - indyjską chystę z cienkutkiego płócienka, albo już nieco leciwą, albo troszkę przechodzoną, albo zwyczajnie gorszego sortu, bo materiał puszczał gdzieniegdzie. To się jednak spokojnie dało ominąć, kolory nie były wyblakłe, a po odpruciu, poza śliczną spódniczką, została mi jeszcze ładna, srebrzysta tasiemka w sporej ilości.

Także teraz tylko zrobię małej sesje zdjęciową i będę miała się czym pochwalić następnym razem :)

A teraz coś dla Ani.
Gratuluję Proszę Pani :) i życze duuużo cierpliwości, czerwonego tuszu w długopisach, grzecznych dzieci i miłego mieszkanka - na tyle dużego, byśmy znalazły w nim chociaż miejsce na podłodze (w razie czego ;) ). Będzie tęskno, ale mimo wszystko sie cieszę :)


Zdjęcie zapożyczone stąd (mam nadzieję, że nikt mi za to głowy nie urwie)