Ostatnie dwa wieczory spędziłam przy kurach. Właściwie, to nie wiem dlaczego aż dwa - może mieć to coś wspólnego z tym, że jednoczesnie gadałam z dzieckiem, oglądałam film, przygotowywałam grę (która wciągała mnie bardziej, niż kury :) i, oczywiście, szyłam. Czyli kobiety dzień-jak-co-dzień.
Moja ulubiona:
I ulubiona kura Ali (różowa, oczywiście):
I jako wisienka na torcie:
A skąd tu się wziął pan Alfred? Otóż, owe dwa (a nawet więcej) miłe wieczory (i część dni) spędziłam przy serii "Alfred Hitchcock przedstawia" - dobre kino (zwłaszcza w wersji oryginalnej) dla lubiących starocie:)
Kurki są bombowe, a Ala super wyszła na zdjęciu. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń